Translate

wtorek, 9 grudnia 2014

Początek Końca czyli ostatnia przygoda z Warhammerem ( Nietypowa kompania)

Nietypowa kompania

Moim zadaniem było być  jej cieciem. Pan rozkazuje, ja wypełniam. Nikt nie mówił, że będzie łatwo. W końcu jest wojownikiem cienia.
Jakie licho zagnało te dusze do Aldorfu? Nie wiem. Mam ją sprowadzić
z powrotem do Ulthuan.
x. x.

Tawerna portowa Aldorfu, aż huczała od gości. Przeróżne osobliwości zaglądały tu by odpocząć , napić się lub poszukać zaczepki. Choć tawerna znajdowała się w stolicy ludzi,
 to nie brakowało w niej przedstawicieli rożnach ras i profesji. Przy barze siedziała młoda elfka. 
Na jej plecach spoczywał długi zdobiony łuk z kołczanem i strzałami oraz miecz. Ubrana była w zielony płaszcz z kapturem, nie ściągnęła go nawet tu. Uważnie obserwowała zebranych gości, a jej wyostrzony zmysł  słuchu pozwalał usłyszeć każdą rozmowę.
Obok niej siedział krasnolud w ciężkiej zbroi z toporem u boku. Zastanawiała się jakie licho przygnało i jego w takie miejsce. Krasnolud popijał spokojnie ciemne piwo zerkając czasem
za ramie i obserwując paru obdartusów szukających guza.
- Nalej mi piwa karczmarzu! – zawołała elfka melodyjnym głosem, typowym dla swej rasy.
Mężczyzna spojrzał się na nią zdziwiony.
 - Ależ szlachetna pani, mamy tu doskonałe wino. - Ta jednak przeszyła go swym spojrzeniem.
– Gdybym chciała wino powiedziała bym.
- Długouch wie co dobre.- Mruknął pod nosem krasnolud. Nie zerknął jednak na nią.
W końcu stary siwy mężczyzna z brzuchem wielkim jak beczka i z krzaczastymi wąsami, podał jej upragniony trunek.
– Proszę bardzo ale nie sądzę, że to dobry pomysł. – Elfka zmierzyła go wzrokiem.
Usłyszała w oddali ciche pochrząkiwanie, odwróciła się napięcie w stronę miejsca z którego ją dobiegły. W rogu sali przy kominku, ujrzała postać mężczyzny, ubranego w skórzaną zbroję i ogolonego. Pomyślała przez moment, że musi być już stary. Taka przypadłość jest naturalna u ludzi. Szczególnie u ich męskiej części. Jednak jej wzrok przykuła gruba księga spoczywająca na stole i odznaczenia przypięte do pasa. Mężczyzna obserwował ją, a może nie ją tylko krasnoluda, który kołysał się na krześle jak mała piłka. Widząc, że ich spojrzenia zbiegły się ze sobą podniosła w stronę mężczyzny kufel i skłoniła głowę.
Ten uśmiechnął się delikatnie i również kiwnął w jej stronę. Elfka wróciła do swych rozmyślań, gdy nagle z łomotem coś spadło na ziemię. Spojrzała na puste miejsce, które przed chwilą zajmował krasnolud. Spadł on z impetem i potoczył się na ziemi jak blaszana piłka.
Dwóch wyrostków stało nad krasnoludem i nabijało się raniąc jego dumę.
- Kurdupel po za swym domem?!
- Czyżbyś coś zgubił?!
- Ponoć jesteście wojownikami?!
 - Czy wojownik tak może pić?!
- Jeszcze trochę i zbroja pęknie na jego brzuchu!
- A może ty, to jesteś kobieta, co?-  Przekrzykiwali jeden drugiego. Krasnolud pozbierał się
z ziemi a jego twarz była czerwona jak ogień. Mężczyźni dalej chichotali z zadowolenia,
 iż udało im się tak rozwścieczyć niewinnego krasnala. Elfka pokręciła tylko głową.
- Ludzie jednak dzielą się na idiomów i szaleńców, - wymruczała widząc jak krasnolud sięga po broń.
- Nikt a już zawłaszcza nie takie marne trzpioty jak wy nie będzie mnie obrażał! – Zamachnął się toporem i już jeden z rzezimieszków poleciał w stronę baru uderzając głową o ladę. Elfka odsunęła się trochę w bok i przykucnęła chcąc sprawdzić czy awanturnik jeszcze żyje. Mężczyzna próbując się podnieść sięgnął wzwyż ręką i wylała na głowę elfki resztki piwa.

W tym momencie kobieta odsłoniła swoją twarz ściągając z głowy kaptur. Na ten widok lekko nieprzytomny i ledwo stojący na nogach mężczyzna nie mógł powstrzymać się od stworzeni sobie kolejnego wroga.
- O nadobna pani, czy nie widzieliśmy się już czasem w domu rozkoszy. Jakim cudem nie jesteś jeszcze moja? - Elfka podniosła mężczyznę w powietrze za skrawek koszuli.
- Oby to piwo uderzyło Ci do głowy, boś nie jest świadom słów jakie teraz wypowiedziałeś, - odparła rzucając nim z impetem o ziemie. Spojrzała w stronę krasnoluda. Ten już zdążył powybijać zęby trzem pozostałym łotrzykom i połamać im ręce.
- Ho ho, to jak zabawa z mrówkami, - zawołał wesoło krasnolud.  Niestety na widok wyrządzonych krzywd swym braciom pozostałe obdartusy w karczmie postanowiły również się trochę rozerwać.
- No chodźcie, chodźcie zapraszam, – zachęcał ich rozbawiony brodacz.
– Ciebie zabijemy i zgolimy tę śliczna bródkę a tą elfką się zabawimy, – powiedział jeden z mężczyzn z wyłupionym okiem i ciętymi bliznami przebiegającymi przez całą jego twarz.
– Zaraz się przekonamy kto się kim zabawi, - powiedziała elfka wyciągając miecz i stając obok krasnoluda.
 - Czy paskudne długouche zawsze musicie się wtrącać? – burknął niezadowolony krasnal machając toporem.
– Czyżbyś zamierzał obronić mą godność przycięli? – zapytała z uśmiechem, elfka.
– Że co? Przyjaciela to ty w lesie szukaj…- zaśmiał się głośno. – A to ci heca, elfka waży się mnie przyjacielem nazwać. -  Elfka pokręciła głową. Bójka nie trwała zbyt długo i o ile kobieta, starała się zbytnio nie uszkodzić pijanych gości, o tyle krasnolud wręcz przeciwnie. Wielu z przybyłych śmiało się z jakże codziennego widoku. Karczmarz spojrzał pytająco na mężczyznę siedzącego w rogu tawerny. Patrzył on z zaciekawieniem na zaistniałą sytuację. Jednak gdy ujrzał karczmarza  natychmiast podniósł się z miejsca i podniósł głos. A był on doniosły jak trąba zagrzewająca do boju.
– Dość tego, oni chyba zrozumieli! – Elfka zatrzymała swój miecz, natomiast krasnolud trzymał w swej dłoni mocno zaciśnięta rękę pyszałka, który śmiał go obrażać.
– Nie wystarczająco zrozumieli, - odparł krasnolud.
– Kapłanie miej litość nad mą duszą!!!- jęczał  przerażony mężczyzna, do którego właśnie dotarło, że straci dłonie. A był on drwalem i bez dłoni nie był by w stanie wyżywić rodziny.
– Dość !!! – zabrzmiał znów głos kapłana.  Krasnolud wypuścił mężczyznę wolno.
– No i po zabawie. – Skwitował. Elfka zerkała na czołgającego się uciekiniera.
Tego który śmiał ją obrazić. Wyciągnęła miecz.
– Nie! – krzyknął kapłan.  Ta jednak uśmiechnęła się w jego stronę i machnęła mieczem. Krasnal i ów kapłan stali w osłupieniu, elfka rozcięła jedynie spodnie pijaka tak, że ten musiał wlec się przez całe miasto jedynie w bieliźnie. Kobieta wzruszyła ramionami.
Wróciła na krzesło przy barze.
– Jeszcze raz to samo!- powiedział odpinając swój płaszcz i przerzucając go przez bar.
Tym razem właściciel tawerny milczał.
– Henrih ta dwójka pije na mój koszt. – Elfka zerknęła na mężczyznę i skłoniła głową
w podzięce. Krasnolud zaśmiał się doniośle.
– Oby twoja biedna kieszeń była w stanie za to zapłacić kapłanie.
– Oto się nie martwcie. Zapraszam do siebie do stołu. - Wskazał  róg tawerny w której siedział. Elfka ściągnęła swój płaszcz z baru i zarzuciła go na krzesło stojące przy kominku, znajdującym się w rogu, dokładnie tam gdzie wcześniej siedział tajemniczy mężczyzna.
 – Dla mnie mleko z miodem i smażone jajka z czarnym chlebem. – Dodał kapłan.
Krasnolud zajął centralne miejsce. Starał się zbytnio nie przybliżać do elfki.
– Hmm… napitkiem częstujesz a jadła nie dasz?  Na pusty żołądek nie dobrze jest pić.
Odparł zaczepnie krasnolud.
– Gdzież me maniery. To fakt.- Kapłan znów skierował się do karczmarza. – Dla mych towarzyszy podaj najwyborniejsze zapasy jakie posiadasz.  - Nie minęło  parę chwil a już podano do stołu kufle piwa i mleko z miodem. Jedzenie natomiast podały do stołu trzy córki karczmarza. Trzy rude  i piegowate. A do tego okrąglutkie tu i ówdzie. – Krasnolud klepnął delikatnie jedną z nich, a ta podskoczyła i zachichotała beztrosko. Kapłan zmierzył go lodowatym spojrzeniem, elfka natomiast tylko pokręciła głową.
- Nazywam się Ardbenner. – Zaczął mężczyzna - Jestem kapłanem Sigmara.
Krasnolud przytakiwał głowa i wpychał do swych ust coraz większe kawałki dzika.
Elfka natomiast nie została dłużna i natychmiast się przedstawiła.
– Ja zaś panie nazywam się Nymeria. – Krasnolud przełknął większy kawałek i popił go piwem.
- No jak już tak formalnie, to nazywam się Hamersson.
– Obserwowałem was, – powiedział kapłan po chwili milczenia. Elfka odstawiła kufel
 i zerknęła na niego.
– Czego od nas oczekujesz?- zapytała.
- Widzę pani, że twe zdolności walki dorównują twej bystrości. – Krasnolud mało nie zadławił się piwem gdy dotarły do niego słowa kapłana.
- Zdolności bojowe i elfy…tfu ..to żeś kapłanie powiedział. -  Kapłan przyglądał się nie
wzruszonej elfce.
– Proszę was o towarzyszenie mi w mej misji. Jestem bezbronny a wy doskonale sobie radzicie w walce. Mogę was wspierać leczeniem i modlitwą.
– Nie wiem jak długoucha ale ja nie idę tam gdzie nic nie dostanę. Gdybyś obiecał złoto
 i sławę no to, to rozumem.
– Więc obiecuję, – odparł kapłan.
– Więc w to wchodzę. A jeśli przy okazji utłukę jakąś bestie to jeszcze lepiej.
– A ty pani? – zapytał kapłan wpatrując się w kobietę.
– Nie szukam ani sławy ani złota, jednak mogę wam pomóc. Miasta takie jak to sprawiają,
 że czuje się jak w klatce. A wszechobecna śmierć doprowadza mnie o mdłości. Mój miecz i strzały potrzebują więcej przestrzeni.
– Za podróż w towarzystwie drzewo luba zapłacisz mi kapłanie podwójnie. – Elfka zerknęła na Hamerssona.
– Weź więc moją część, – odparła z uśmiechem.
– O nie, potem powiesz, że cię okradłem. Wezmę tylko trzy czwarte twej zapłaty.- Kapłan wstał od stołu.
– Świetnie więc ruszamy!
- Chwileczkę ja potrzebuje nowych szat w tym nie da rady podróżować, - powiedziała elfka wrzucając swój płaszcz w kominek, ten natomiast rozbłysnął tysiącem kolorowych iskier.
- Wiedziałem drzewo luby to strojnisie. - Odparł znudzony krasnolud.
– I kto to mówi? Moje szaty służą mi za kamuflaż, jestem wojownikiem cienia.
– Idź pani, zaczekamy na ciebie przy bramie prowadzącej na główny targ.- Powiedział kapłan, słyszał on o niechęci jaką darzyły się elfy i krasnoludy. Jednak nigdy nie był światkiem ich sporów. Ta dwójka natomiast wydawała mu się dość sympatyczna. Elfka opuściła ich i udała się do płatnerza.
- Przypomnij mi kapłanie, czemu zgadzam się na podróż w towarzystwie drzewo luba?
  Zapytał Hamersson jak by żałując swej decyzji.
- Cóż mogę powiedzieć. Złoto sława i bestie do zabicia.  - Odparł uśmiechnięty kapłan zwijając swój płaszcz.
- A zapłata?- Zdziwił się krasnolud widząc, że kapłan kieruje się do wyjścia.
- Uzdrowiłem jego córkę, – powiedział patrząc na karczmarza.
- Hmm… zaczyna mi się podobać twoje towarzystwo kapłanie.- Powiedział krasnolud przeczesując swą brodę palcami.



CDN.....
Opowiadanie pisze Aenfenan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz