Translate

wtorek, 9 grudnia 2014

Nietypowa kompania cz.2

Aldorf jak zwykle tętnił życiem, był miastem ludzi, jednak zatrzymywało się w nim wielu bohaterów szukających przygód, chwały, złota lub odkupienia. Kapłan i krasnolud oglądali barwne stoiska i ich jeszcze barwniejszych właścicieli.
- Ceny jak dla złodziei. – Powiedział krasnolud przyglądając się wystruganej w sośnie fajce.
- W dodatku prędzej spłonie fajka niż zapali się w niej ziele. – Dodał lekko opukując niewielki przedmiot. – Gdybyś widział co krasnoludy…- Odwrócił się w stronę kapłana i ujrzał że ten go nie słucha, zajęty przeglądaniem starych ksiąg. – Ignorujesz mnie?
Kapłan odwrócił się w stronę towarzysza.
- Wybacz mi proszę, tyle tu ksiąg że się zamyśliłem. – Powiedział kapłan, odkładając trzy księgi na swoje miejsce.
- Ta, to znaczy, że od godziny mówię w próżnię. – Powiedział krasnolud wyraźnie zdenerwowany. Jednak nie z powodu kapłana. – Gdzie tego drzewo luba wywiało. 
Spojrzał na kapłana. – Przeszło godzinę temu dotarliśmy na ten targ, drugą godzinę gadam sam do siebie po próżnicy. – Krasnolud tupał nerwowo nogą.
- Zaraz na pewno się znajdzie, może coś ją zatrzymało. – Powiedział kapłan i zaczął wyglądać brakującego towarzysza.
- Ty tak zawsze obcym ufasz? – Burknął krasnolud kierując swe kroki na główną bramę.
- Może się rozmyśliła… hm.. Dobrze więcej dla mnie. – Powiedział krasnolud i już maił ruszyć przed siebie gdy nagle odbił się od czegoś. Kapłan stał w miejscu i przyglądał się postaci która nagle się przed nimi pojawiła. Była wysoka odziana w czarno – białe szaty
z złotymi dodatkami.  Postać ściągnęła z głowy kaptur i zasłane zakrywająca jej usta.
- Wybaczcie że kazałam na siebie tyle czekać. To ludzkie miasto ma za wiele podobnych uliczek prowadzących donikąd. – Powiedziała zerkając na krasnoluda, którego o mało nie przewróciła.

- Tak oczywiście, ich urbanistyka dorównuje lichością ich rzemiosłu. – Elfka milczała.
- Widzę pani że oprócz płaszcza zmieniłaś i resztę odzienia.
- Pancerz jest wytrzymalszy od poprzedniego i nie krępuje tak ruchów. – Powiedziała nakładając na siebie kaptur.  – Ruszajmy. – Dodała.
- Nie słucham się byle drzewca. – Powiedział krasnolud zerkając na kapłana.
- Ruszajmy, za długo zwlekaliśmy.- Przytaknął elfce  kapłan, kręcąc tylko głową i kierując się za bramę.
Tuż przy bramie czekały na nich dwa konie. Jeden wyglądał jak zwykła osiodłana szkapa, którą zaprzęga się do pługa lub wozów.
 Drugi natomiast był biały, wyglądał na silnego i młodego rumaka. Do tego miał na sobie przepiękną biało -  niebieska uprząż, z barwnym pióropuszem. Wyglądał jak by był przystrojony na defiladę.
- Mniemam, że to Twój koń pani. – Powiedział kapłan, doskonale  zdając sobie sprawę że krasnoludy raczej nie podróżują w ten sam sposób co ludzie czy elfy. Mają do tego swoje maszyny.  
-A ta wygłodzona szkapa pewnie jest twoja? – Zapytał krasnolud mierząc wzrokiem konia.
- Bucefał, mój przyjacielu, jest moim wiernym towarzyszem. Nie jest jakimś tam zwykłym koniem.
- Oby po drodze nie padł. -  Dodał krasnolud wyciągając niewielki sprzęt, dzięki któremu unosił się nad ziemia i mógł spokojnie dogonić konia elfki. Bo jeśli chodziło o kapłana i jego Bucefała… Cóż to on musiał gonić za swymi towarzyszami.
– Ludzie przywiązują się za nadto do zbyt wielu rzeczy. Kiedy coś już nie działa jak trzeba, to należy to wymienić.
- Nie wszystko można od tak wymienić. – Powiedziała elfka spoglądając na krasnoluda.
- Niestety wiem o tym. – Odpowiedział mierząc ją wzrokiem. Ujechali kawałek w milczeniu. Elfka zatrzymała się na chwilę czekając na kapłana, który był daleko w tyle. Gdy ich dogonił starała się za nadto nie wybiegać do przodu. Szybko okazało się że trzeba gonić krasnoluda. Na całe szczęście zatrzymał się on na małym wzniesieniu nad ogromnym cmentarzem. Ardbenner popędził w jego stronę, a gdy dojechał do wzniesienia koń mało nie zrzucił go z siodła.
- Co to wszystko znaczy? – Zapytał z przerażeniem widząc ludzkie zwłoki, które bez najmniejszego problemu poruszały się po świecie jak by nigdy nic.
- Co to za smród? – Zapytała elfka podchodząc do towarzyszy. Widząc reakcje Bucefała nie chciała ryzykować i straszyć swego konia. Po okolicy dało się odczuć powietrze wypełnione obrzydliwym smrodem rozkładających się ciał. Ziemia pod nimi wydawała się poruszać.
Raz na jakiś czas, jeden z mieszkańców podziemia wychodził na światło dzienne i bezwolnie snuł się po okolicy.
- Nie mogą opuścić cmentarza.- Powiedziała elfka wyciągając odruchowo strzałę i łuk, celując w jednego z martwych, który kierował się do bramy cmentarnej. Trafiła nawet z takiej odległości.
- Walka w cieniu dobra jest dla drzewo lubów, nie dla wojowników.- Zawołał Hamersson i rzucił się w dół wprost na przeciwników.
- Więc zobaczymy kto ich więcej ubije! – Zawołała elfka, próbując rzucić krasnoludowi wyzwanie. Niestety był już zajęty walką. Za to jej słowa dotarły do uszu innego mężczyzny.
- Bluźnisz pani! – Oburzył się kapłan.
- Przeciw jakim bogom kapłanie? Twoim? – Zapytała się wpatrzona w oczy zaskoczonego kapłana. Była spokojna i pewna siebie. – To nie są już ludzie, tylko to co po nich zostało.
Powiedziała i opuściła kapłana, chciała jak najszybciej dołączyć do Hamerssona.
Jeszcze przez moment kapłan przypatrywał się jak elfka sprawnie wykorzystuje swoje umiejętności. Nie musiała się zatrzymywać aby używać łuku. Jej ruch były płynne i precyzyjne. Szybko opamiętał się i również pobiegł do Hamerssona i wspierał go swoim leczeniem. Krasnolud nie tracił czasu i nie zatrzymywał się. Wydawać by się mogło że martwi nie mogą nawet powstać. Niestety bardzo szybko ściągnął na siebie cała masę umarłych.
- Postradałeś rozum? – Zapytał kapłan trochę zmęczony bieganiem za krasnoludem. W życiu nie przypuszczał że ogarnięty szałem bojowym mały człowieczek postury jego towarzysza może tak szybko biegać i tyle znieść.
Po elfce natomiast nie było śladu. Walczyła sama w ukryciu i działając z zaskoczenia.
- Jak się tego pozbyć ?! _ Zawołał kapłan. W tem dobiegł ich dziwny odgłos, jak by łamanego drewna, i piski. Chwile potem ujrzeli płomień i zbliżającą się do nich elfkę.
- Na co jeszcze czekacie! – Krzyknęła widząc towarzyszy. – Tej zabawie nie będzie końca, jeśli nie spalimy pozostałych ciał. – Dopiero teraz Ardbenner i Hamersson zauważyli że jedna z jej strzał płonie. W biegu podniosła jakąś gałąź i odpaliła od swej strzały ogień. Podała ja kapłanowi.  -Na północy zostały trzy dwa wozy. – Kapłan nie czekał. Natychmiast pobiegł w stronę wskazana przez Nymeria.
 – Jest bezbronny biegnę za nim.- Powiedział krasnolud i ruszył za kapłanem. Gdy ostatecznie płonęły już wszystkie wozy na których ułożone były, nie pochowane jeszcze zwłoki.
Cała trójka zatrzymała się przed bramą.
- Świetne powitanie na ziemiach Talabheim.- Powiedziała elfka otrząsając popiół z swojej zbroi.- Kapłan przyglądał się jej uważnie.
- Znasz pani te ziemie?
- Nie, ale znam mapy.
- Powitanie jak powitanie, zobaczcie co znalazłem.- Powiedział krasnolud wymachując przed oczyma kapłana mieszkiem wypełnionym srebrnymi monetami. – Trup raczej z tego nie będzie miał pożytku, a ja się napiję za jego duszyczkę. – Powiedział zadowolony, chowając mieszek za zbroję.  Kapłan przyglądał się uważnie swym towarzyszą. Ich pojmowanie świata było zupełnie inne od tego który został mu wpojony podczas nauki.

Aenfenan CDN......

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz